Woda – czy możemy ją ocalić?
30 maja, 2013Wyniki konkursu poetyckiego
7 czerwca, 2013Niestety, po pierwszej sms-owej zapowiedzi nie udało się nam na bieżąco przekazywać relacji z pobytu w Wiecznym Mieście. Postaramy się to odrobić wspomnieniem. Będzie to, niestety pozbawione emocji „na żywo”. Ale zaczynajmy…
20 maja, poniedziałek godz. 12.30
Na Krakowskim RDA zrobiło się … pomarańczowo!!! To od naszych czapek – mamy się przez nie podobno nie zgubić wśród tysięcy turystów. Na razie, nie przekonani do ich wagi dla naszego bezpieczeństwa, chowamy je choć na moment do plecaka, albo do kieszeni, chyba, że wzrok s. Leokadii prześle nam komunikat: martwię się o Ciebie.
Zajmujemy tylną część autokaru liniowego firmy Bermuda. Pasażerowie jakoś tak dziwnie (czytaj – nieufnie) patrzą na nas. Wyruszamy. Mijamy Słowację, w Austrii podziwiamy prądotwórcze wiatraki. Nasi współtowarzysze na postojach uśmiechają się do nas. Coraz więcej – akceptują nas. Niestety Alpy mijamy nocą – śniły się tylko niektórym.
no images were found
21 maja, wtorek
O 11.30 dojeżdżamy do Gerini na via Tiburtina 994. To wielki obiekt salezjański: szkoła, seminarium, schronisko młodzieżowe, duszpasterstwo dorosłych. Jest boisko!!!. Lokujemy się w pokojach, bierzemy zimny (naprawdę) prysznic i po krótkim odpoczynku wyruszamy…. Po raz pierwszy wsiadamy do metra B na stacji Rebibbia i jedziemy do Termini. Pogoda w sam raz na wędrowanie. Szybko oglądamy Dworzec Kolejowy Termini (29 peronów) ale s. Leokadia kieruje nas w stronę widocznych ruin… To Bazylika Santa Maria Degli Angeli zbudowana na termach Dioklecjana. Na „dzień dobry” w bazylice wita nas rzeźba Mitoraja. Potem zatrzymujemy się przy tzw. meridianie – zegarze słonecznym i wsłuchujemy się w, dochodzący zza krat, śpiew psalmów zakonników. Po wyjściu z bazyliki pierwsza fontanna – na placu Republiki. Ale my idziemy dalej. Ulicą Nazionale, potem ulicą Czterech Fontann dochodzimy do dziwnego skrzyżowania – na czterech rogach, cztery fontanny. Ciasno tu więc idziemy w stronę Kwirynału, siedziby prezydenta. Po drodze podglądamy kwirynalskie ogrody – palmy, oliwki, sosny… Ale słychać jakąś wojskową orkiestrę… Jest 15.00 a więc na placu przez Pałacem Prezydenckim uroczysta, paradna zmiana warty. Aparaty idą w ruch. Ale z dźwiękiem orkiestry zaczyna konkurować słyszalny szum wody – do fontanny di Trevi tylko kilka kroków. Szeroko otwieramy oczy, żeby wszystko zobaczyć; ale nie da się tu wszystkiego zobaczy. Tu tez przekonujemy się po raz pierwszy, że włoskie lody są naprawdę dobre. Ale idziemy dalej; gęsiego, bo uliczki wąskie i pełne ludzi a do tego jeszcze stoliki z pizzą i makaronem. Dochodzimy do Panteonu. Dziś jest to Bazylika Matki Bożej i wszystkich Męczenników. Mury na 6 m grubości i okno czyli kolisty (średnica 9m) otwór w górze. Znajdujemy grób Rafaela Santi i pierwszego króla zjednoczonych Włoch. A potem na piazza Navona. Wreszcie trochę przestrzeni; ludzi dużo ale i plac wielki. Trzy fontanny – a najpiękniejsza wśród nich Fontanna Czterech Rzek. W pobliżu piazza Navona szykuje się jakaś manifestacja – przecież w niedzielę są wybory syndyka Rzymu. Mamy już w nogach trochę drogi więc wsiadamy do autobusu nr 64 i jedziemy w stronę placu św. Piotra. Na placu mnóstwo ludzi, kolejka do wejścia do bazyliki ogromna; trwają przygotowania do jutrzejszej audiencji generalnej. Wykorzystujemy tę „pustkę” na placu i idziemy do miejsca w którym Jan Paweł II został zraniony przez zamachowca. Tu zatrzymujemy się na chwilę w ciszy. Przyjechaliśmy do Rzymu jako pielgrzymi, przyjechaliśmy do serca Kościoła, aby zaczerpnąć życia.To jest jedno z takich szczególnych miejsc.
Idziemy do sklepu z pamiątkami i przypominamy sobie po drodze ile różańców poświęconych przez papieża (na audiencji środowej) obiecaliśmy przywieźć do Polski.
Po zakupach idziemy do… Lisola della pizza na pierwszą prawdziwą, z pieca na węgiel drzewny, pizzę. Gdy siadamy przy stolikach zaczyna padać deszcz. Teraz może.
Metrem, z przesiadką na Termini wracamy do Gerini. Myli się ten kto pomyśli w tej chwili – biegiem udali się do łóżek. Nie!!!! Poszli grać w piłkę.
22 maja, środa
„Wyspani”, ubrani zgodnie z instrukcja o stroju w miejscach sakralnych, z plecakami pełnymi różańców (do poświęcenia) wyruszyliśmy na audiencję. Zaraz po wyjściu z Ottaviano zobaczyliśmy , że nie będzie łatwo dostać się w pobliże papieża. Im bliżej placu – tym większy tłum. Trzeba przejść przez bramki, ale można też przez… barierki (z pełna akceptacją s. Leokadii i pomocą pani Basi i pana Mariusza). Cały plac wypełniony ludźmi – cały świat . Gwar, radość, i… zasłuchanie się w słowa Piotra naszych czasów. Mówi, że owocami Ducha świętego tak bardzo potrzebnymi dziś światu są: budowanie jedności i odwaga czynienia dobra. Tego doświadczenia bycia Kościołem na placu św. Piotra nie da się opisać… więc nie opisujemy. Przywieziemy go na Jagiellońskie 17. Po audiencji idziemy na krótki odpoczynek do ogrodu przy Zamku św. Anioła (kanapki znikają) i autobusem nr 62 jedziemy na via Dalmazia, do pierwszej w Rzymie szkoły sióstr salezjanek. Istnieje już 100 lat. Liczy 850 uczniów od lat 3 do lat 19. Siostry częstują nas napojami, lodami…zwiedzamy szkołę i… zaczyna padać deszcz. Teraz może.
Gdy wychodzimy ze szkoły deszcz już nie pada. Jedziemy na Aventyn. Zaczynamy od Circo Massimo. Korzystamy z wykrywacza kłamstw w Ustach Prawdy (wszyscy test przeszli pozytywnie) i wspinamy się na wzgórze do Ogrodu Róż. 1100 odmian róż. Raj. Ale to nie wszystko. Parę kroków dalej jest ogród pomarańczowy (prawdziwe pomarańcze) z pięknym widokiem na panoramę Rzymu. Ale wcześniej zaglądamy do Bazyliki Santa Sabina – jedna z najstarszych Bazylik Rzymu. Przy bazylice siedzi starszy pan i sprzedaje pieczone kasztany (rzymski zwyczaj jak nasze obwarzanki). Próbujemy – oczywiście. Ale nie przypadły nam do gustu. Potem jeszcze tylko „dziurka” w drzwiach kościoła san Alessio przez którą widać bazylikę św. Piotra, spacer po zielonym Aventynie do piramidy (niestety w remoncie) i linia B do Gerini.
Kolacja, mecz, modlitwa i… miało być spać. Ale nie było… Było radośnie.
23 maja , czwartek.
Ranek zwyczajny: śniadanie włoskie czyli bułeczka i dżemik (dobrze że z Polski mamy szynkę), kanapki, woda i „ dolce” do plecaka i dziś nie możemy się spóźnić. Trasa znana: Rebibbia – Termini – Ottaviano. Nasi chłopcy zaczynają wyręczać metrowego spikera i ogłaszają na przystankach, np. : Policlinico, usita lato destro. Z Ottaviano prosto pod Muzea Watykańskie. Kolejka wielka ale nie dla nas. My mamy zarezerwowane wejście. Czeka już na nas pani Aleksandra Marzyńska – przewodnik. Zaczynamy od… Ogrodów Watykańskich. Aparaty grzeją się od zdjęć, ale i tak piękno tego miejsca pozostanie tylko w nas. Robimy sobie zdjęcia przy fontannie i na lądowisku helikoptera. Jesteśmy dziś jedną grupą, która zwiedza ogrody. Potem idziemy do muzeum. Na dziedzińcu Muzeum stoi współczesna rzeźba ofiarowana Janowi Pawłowi II, która przedstawia jak dzięki Jego posłudze ze starej ziemi rodzi się nowa ziemia. Alek Popiel jednym pchnięciem wprowadza ją – kulę ziemską – w ruch. Mamy swojego Kopernika. W Muzeum Watykańskim nasze pomarańczowe czapeczki zdają egzamin – łatwo nas zlokalizować i nie zgubić w tym tłumie. Wszyscy chcą dojść do Sykstyny – ale nas porządkowi wpuszczają i nawet możemy sobie chwile w kaplicy posiedzieć. Z tej kontemplacji wyrywa nas „idziemy, idziemy” – to pani Ola. Idziemy do Bazyliki św. Piotra. Porządkowy pozwala nam wejść do kaplicy przy grobie Jana Pawła II – klękamy i trwamy na modlitwie w ciszy. To nic, że za plecami tłum, że gadają. My mamy bezcenny czas na modlitwę. Pani Ola opowiada nam o bazylice, pokazuje ciekawe miejsca, np.: nad świętym Piotrem, w nawie kolumny stoi ks. Bosko z Dominikiem. Opuszczamy Bazylikę i wyruszamy do Ostia Antica. Tam opanowuje nas zdziwienie – jak oni to budowali? Nie mieli kalkulatorów, komputerów, dźwigów… Pani Ola pokazuje nam sklepy, pralnie, świątynie, domy mieszkalne, teatr… To wszystko powstało więcej niż dwa tysiące lat temu…
Po chwili odpoczynku w barze wsiadamy do kolejki i dalej… nad morze. Słonce przygrzało. Można wejść do wody. Można się poganiać z falą – niektórzy przegrywają. I muszą się suszyć.
A potem… w rękę gorące calzone (pieróg z szynką i serem) i do… Pasticerii na włoską pastę. Do pasty była coca cola w puszkach, więc dzień zakończyliśmy konkursem artystycznym: co można zrobić z puszki po coli. Pani Basia zrobiła Aniołka…
Jeszcze tego dnia wróciliśmy do Gerini.
24 maja, piątek
Uroczystość Maryi Wspomożycielki – święto Rodziny Salezjańskiej na całym świecie a więc i nasze. Jedziemy na Eucharystię do Bazyliki Serca Pana Jezusa – pięknego kościoła przy Termini wybudowanego przez ks. Bosko. S. Leokadia podpowiada nam kiedy jest Chwała na wysokości, kiedy Ojcze nasz. Po Mszy idziemy do Obrazu Maryi Wspomożycielki, przy którym Mszę św. sprawował ks. Bosko i tu tak jak On tak i my zawierzamy Maryi cale nasze życie. Salezjanie zapraszają nas do Muzeum ks. Bosko – mieści się ono w dwu pokoikach, które zajmował, gdy przyjeżdżał do Rzymu. Z czcią oglądamy pamiątki – przedmioty, których używał, książki, które napisał i znajdujemy jeden ślad polski – maleńką ikonę Maryi ofiarowana księdzu Bosko przez polską księżnę za otrzymane łaski.
O godz. 10.30 jesteśmy już pod Bazyliką Santa Maria Maggiore. Czeka tam na nas pani Ola i zaczynamy… Idziemy, idziemy. Podziwiamy Bazylikę – piękne sklepienie, piękne mozaiki. Pani Ola przypomina nam, że nazajutrz po swoim wyborze do tej bazyliki przyjechał papież Franciszek z maleńkim bukiecikiem kwiatów – dla Maryi.
Potem – a jakże, przecież święto – idziemy na lody i via Merulana do bazyliki św. Jana na Lateranie. To katedra biskupa Rzymu czyli papieża. Znajdujemy tu kaplicę z ikona matki Bożej Częstochowskiej. Z placu św. Jana na Lateranie uchroniwszy się od zmasowanego ataku hindusów sprzedających korale, kolczyki, chustki, szaliki… poszliśmy w stronę Koloseum. Kolejka przerażająco długa – ale nie dla nas. My mamy rezerwację na godzinę i już po 5 minutach jesteśmy w amfiteatrze. Potem Forum Romanum i kończymy przygodę ze starożytnym Rzymem przy Marku Aureliuszu na Kapitolu.
Tuż obok bielusieńki i przytłaczający swoja wielkością tzw. Ołtarz Ojczyzny. To nawiązanie do potęgi starożytnego Rzymu.
Tego dnia odwiedzamy jeszcza Piazza del Popolo z Bazyliką Santa Maria del Popolo. Jest to kościół tytularny naszego kardynała Stanisława Dziwisza. Potem via Babuino idziemy do schodów hiszpańskich – oblężonych przez turystów. Na via Condotti zaglądamy do sklepów Diora, Prady… gdyby nie te zera może byśmy i coś kupili. Ale… Na via Condotti jest najstarsza w Rzymie kawiarnia El Greco, do której na kawę chadzali artyści, pisarze np. Sienkiewicz. Idziemy do El Greco na espresso, na cappucino, na cioccolato ale tylko przy ladzie. Na to by zasiąść przy przepięknym stoliku tym razem nie było nas stać. Ale tym razem wystarczyło nam: piliśmy kawę w tej samej kawiarni co polski laureat Nagrody Nobla – Sienkiewicz.
Potem metro: Spagna – Termini – Rebibbia i szybka kolacja bo czekał nas mecz Polska – Włochy. Wygraliśmy 3:2.
25 maja sobota
Ostatni dzień a tak wiele zostało jeszcze do zobaczenia. Ruszamy na Campo de fiori (przed wyjazdem z Krakowa przeczytaliśmy wiersz Milosza). Kolorowo, gwarno, wszystko można kupić, ale przede wszystkim owoce… Potem jednym z 21 mostów przeszliśmy na Trastevere. Inny świat – cicho, spokojnie , jakby ludzie obudzili się dopiero na jedno oko. Bo tu życie zaczyna się wieczór, kończy nad ranem a w dzień jest spokój. Przed Bazyliką Santa Maria in Trastevere jest piękna ośmioboczna fontanna. Santa Maria di Trastevere to pierwszy kościół dedykowany Maryi w Rzymie. Niektórzy chcieli tu zostać. To był kościół tytularny sp. Kardynała Glempa . Mamy nadzieje, że i teraz dostanie się jakiemuś Polakowi.
A teraz chcemy zdobyć najwyższe ze wzgórz Rzymu – Juniculum. Najpierw schodami św. Pankracego, potem asfaltową dróżką, ale cały czas w górę. Po lewej stronie nowoczesna ale piękna fontanna, ale to jeszcze nie cel podróży. Wreszcie jesteśmy przy pomniku Garibaldiego – na szczycie. Przed nami panorama Rzymu. Rozpoznajemy kopuły świątyń… A przede wszystkim odpoczywamy. Autobusem wracamy do Ottaviano a stąd metrem A do Lateranu i autobusem 218 do katakumb św. Kaliksta. Schodzimy pod ziemie – wsłuchujemy się w historię starożytnego Rzymu i pierwszych chrześcijan.
Z katakumb wracamy na Lateran do… restauracji Pizzarito – Pastarito. To ostatni taki raz w Rzymie. Pizza pyszna, niektórzy pałaszują dwie . Powstaje „chór Aleksandrowa” – to nasi chłopcy śpiewający we wszystkich językach świata. Jeszcze tylko szybkie (co nie znaczy małe) zakupy i wracamy do Gerini, bo przecież dzisiaj jest mecz Ligi Mistrzów. Czekaliśmy na gol Lewandowskiego.
26 maja, niedziela
Już wczoraj wieczorem nauczyciele zachęcali nas do pakowania się, ale mieli małą skuteczność oddziaływań wychowawczych.
Ostatnie dżemikowe śniadanko, kanapki na podróż i ostatni wyjazd na Mszę św. do Pawła za murami. Niektórzy gotowi są przyjeżdżać do Rzymu na Mszę św. w każdą niedzielę. Powód? Krótkie kazania. Zwiedzamy piękna bazylikę, próbujemy zajrzeć do grobu św. Pawła.
13.00 – zdążyliśmy się spakować i gotowi czekamy na autobus . Czas oczekiwania spędzamy aktywnie planując następny wyjazd.
Noc mija nam szybko – śpimy zdrowo. Nad ranem aktywizuje się nasz „chór Aleksandrowa”.
27 maja , poniedziałek – 11.30
Kraków – jaki piękny. Stęsknieni rodzice.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.
I ostatnie pytanie – To w przyszłym roku Turyn, Mediolan i Wenecja ? Chyba tak.
Zdjęcia z pielgrzymki dostępne są w naszej GALERII.